Hitler – człowiek, który rozpoczął najbrutalniejszą ze znanych dotąd wojen, w czasie której podbił niemal całą Europę zachodnią. Co go zatrzymało, gdy ruszył z tą samą misją na przeciwną stronę kontynentu? I czemu to akurat państwo Stalina okazało się przeszkodą nie do pokonania na drodze największego nazistowskiego tyrana?

Wadliwa polityka

Na początku warto by wspomnieć o postawie okazanej przez III Rzeszę wobec krajów – Białorusi i Ukrainy – które z początku uważały Hitlera za swojego wybawcę spod rosyjskiego jarzma. Zamiast podtrzymać owe mniemanie, Niemcy przechodząc przez ich tereny, wdrożyli masową eksterminację, co odebrało im możliwość na pozyskanie nawet do miliona dodatkowych żołnierzy.

Innym „gwoździem do trumny” z kategorii relacji międzykrajowej okazała się pomoc, jakiej III Rzesza udzieliła swoim zgubnym sojusznikom, Włochom. Wparcie ataku na Grecję opóźniło operację „Barbarossa”, która zamiast w kwietniu, została przeprowadzona dwa miesiące później.

Mróz-blues?

Czy sześćdziesiąt dni na tle wielkiej wojny może zrobić jakąś różnicę? Otóż tak – bo właśnie w tym miesiącu, czerwcu, roztopy oraz późniejsze przymrozki zaskoczyły niemieckich żołnierzy. Gdyby wielcy przywódcy uczyli się na błędach poprzedników, Hitler przewidziałby, że tak samo jak niemal sto lat wcześniej Napoleon Bonaparte, tak i on skaże swoich żołnierzy na porażkę, kiedy postawi ich w starciu z dwudziestostopniowym mrozem.

Dodatkową niespodzianką ze strony pogody okazały się nawały błota, które – pal sześć, że stanowiły dodatkową zgryzotę dla ludzi – ale i uniemożliwiły dotarcie na miejsce starć wielu czołgów. Nie wszystkie maszyny zdołały więc dotrzeć na front.

O krok przed

Kolejny istotny czynnik, który stał się jednym z powodów przegranej Hitlera na wschodnim froncie, to krótkowzroczność jego samego, jak i jego generałów. Nikt, dajmy na to, nie przewidział, że kiedy dojdzie do bitwy pod Stalingradem, armia niemiecka zostanie otoczona przez sowietów dzięki nieprzewidywalnemu, a nad wyraz skutecznemu manewrowi Georgija Żukowa. Rosyjskiemu generałowi udało się wtedy skutecznie rozbić wojska przeciwnika.

Matematyka nie kłamie

Kiedy doszło do bitwy o Łuk Kurski, okazało się, że statystyki świadczą przeciwko III Rzeszy. Z początku tej ogromnej bitwy militarnej Rosjanie mogli pochwalić się około pięcioma tysiącami czołgów, natomiast Niemcy mniej więcej trzema tysiącami. To wydarzenie pokazało, że nieraz jakość, która w tym wypadku stała po stronie hitlerowskich dział, nijak ma się do ilości, jaką dysponował Józef Stalin.

A skoro już o ilości mowa, nie można zapomnieć o – chyba najważniejszym – czynniku, który stanowił kolosalną różnicę, jeśli chodzi o wojska niemieckie, a rosyjskie. Stalin był gotowy na wszelkie poświęcenia – oczywiście, gdy chodziło o życie innych ludzi, nie jego własne. Miliony jeńców i zabitych z jego armii nie stanowiły żadnego problemu. Na ich miejsce wysyłał setki tysięcy kolejnych, którzy dzięki zapobiegliwym działaniom NKWD nie mogli wycofać się z pola bitwy. Skończyłoby się to dla nich śmiercią, i to z rąk ich własnych rodaków.